Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

nader niepewnym i wahającym się tonem, bo osoba, z którą mówił, zdawała się niepospolicie zakłopotaną.
— Niech mię pani będzie łaskawa wpuścić, ja wiem że śpi, widziałem go przez okno. Mam pilny interes do niego.
— A, to p. Zamecki! Przepraszam pana, bardzo przepraszam, ale mój mąż tak jest strudzonym...
— Czy dawno położył się spać?
— O, niedawno... Zaraz! Dziś mamy piątek... tak, położył się w środę wieczór, i nie kazał się budzić pod żadnym warunkiem.
— No, to już się przecież przedrzymał nieco! Pani pozwoli, że go zbudzę? Wszak nie objawił może zamiaru, iż chce przespać resztę dziewiętnastego stulecia, jakoteż część dwudziestego?
P. Skryptowiczowa nie zdawała się mieć najmniejszej pewności w tej mierze, i jakkolwiek zaprosiła p. Zameckiego do bawialnego pokoju, nie podobna było przekonać jej, iż sen jej małżonka może być przerwanym po czterdziestu godzinach bez obawy o jego zdrowie.
— On pracuje tyle i z takiem natężeniem... głowa go rozboli, jeżeli się nie wywczasuje!
— Biedaczysko! Ale już ja to biorę na moją odpowiedzialność, i zbudzić go muszę koniecznie. — I pomimo wszelkiej opozycyi ze strony p. Skryptowiczowej, p. Tadeusz przystąpił natychmiast do wykonania tej groźby, wtargnął bowiem do sypialni p. Karola i wielkim głosem, o dwa cale od ucha, jął mu opowiadać o pięknościach dnia wiosennego i o innych korzyściach czuwania, co gdy nie pomogło, p. Tadeusz wziął swego przyjaciela za barki, podniósł go i posadził na łóżku, odsuwając mu z oczu ogromną niemiecką szlafmycę.
— Jak się masz kochany Tadeuszu? — mruknął p. Karol, i nie czekając na odpowiedź, obrócił się do ściany i począł chrapać na nowo.
— A niech-że cię nie znam! — wyjęknął p. Zamecki w rozpaczy, oglądając się po pokoju, jak gdyby szukał po-