Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

twór, jakim ty jesteś! Widzisz tę broń? Będzie dość dla ciebie, i dla mnie. Przekroczyłaś wszelkie granice, potargałaś wszystkie węzły, pchnęłaś mię na ostatnie krańce rozpaczy. Giń! Giń!
Podwójnemu temu wykrzyknikowi towarzyszył drugi odgłos także podwójny, ale znacznie słabszy. P. Alfred zwrócił był rewolwer ku Helenie, i ręką drżącą od wściekłości ciągnął za języczek tego morderczego instrumentu. Młotek podnosił się i spadał z trzaskiem, znamionującym aż nadto wyraźnie, że broń nie była nabitą. Helena wstała była, gdy podnosił rękę, i wyciągnęła dłoń ku niemu, wołając rozkazującym tonem:
— Połóż mi to natychmiast, tu, na stole! Czy ty mię masz za pensyonarkę, którą się straszy w ten sposób? Czy sądzisz, żebym się zlękła, gdybym nawet nie miała pewności, że powyjmowałeś wszystkie naboje z rewolweru, nim go przyniosłeś tutaj, dla odegrania tej komedyi? Sądziłam, że masz więcej rozsądku, i że znasz mię trochę lepiej. Powiedz mi wprost i bez ogródek, czego chcesz odemnie, bo wiesz że nie ulegnę ani groźbie, ani przymusowi. Nie jesteś stworzony na to, ażebyś mnie mógł przestraszyć.
Alfred cisnął rewolwer na ziemię, i popatrzył się wkoło, jak człowiek, który się budzi ze snu bardzo ciężkiego i niemiłego. Grał on niezawodnie komedyę, ale jako dobry aktor, przejął się był na wskróś swoją rolą, do tego stopnia, że wstrząśnienie, jakiego doznał, nie było o wiele mniejszem, niż gdyby był na prawdę powziął i wykonał zamiar zamordowania Heleny i siebie. Na chwilę oniemiał pod ciężarem śmieszności, na którą się naraził, lecz naraz oczy jego przybrały wyraz nowy, niezwykły. Wyglądała z nich złość trzeźwa, spokojna prawie, jak owa zimna krew i duma, z jaką Helena przyjmowała jego szamotania się poprzednie.
— Sądzisz — rzekł — że nie potrafię cię nastraszyć? — Tym razem ja ciebie przekonam, że jesteś w błędzie. Wszak chcesz być panią Zamecką, chcesz mieć stodwadzieścia tysięcy złotych polskich dochodu, chcesz mieć męża z dobrem