Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

niał się nizko karecie, i jak dzieci stały pod chatą i patrzały na nią, wytrzeszczając duże, jasne, nierozumne oczy..... Dalej już wśród przyjemnego kołysania powozu, Ołenka usnęła, i śniły jej się znowu „bajki“, wyraźniejsze już tym razem, i na przemian znowu śniło jej się, że ją bije „neńka“, i posyła po dit’ka, aby ją wziął, jako swoją córkę, Po długich latach to drugie nieraz jeszcze śniło się Ołence, i zrywała się ze snu, jak teraz — ale zawsze już potem, jak teraz, był ktoś koło niej, co ją popieścił, i przemawiał do niej łagodnie, słodko, nazywając ją swojem dzieckiem.... Tyle było dobrych ludzi, którzy ją nazywali tem imieniem, a dit’ka między niemi nie było.
Przynajmniej Helencia, przechrzczona tak z Ołenki, nie była świadomą jego obecności. Ksiądz Stodolski atoli, i pani Podwalska, i pani Trzecieszczakiewiczowa, i wielki historyk Kryspin, i mały literat z „Przeglądu Codziennego“, nie taili bynajmniej swojego przekonania, że czart obrał sobie stałą siedzibę w tem kółku, w które weszła Helenka. Pan Alfred Zgorzelski, ile razy zdarzała się sposobność po temu przyłączał się do ogólnego zdania, a u OO. Jezuitów, z ambony w dni świąteczne, padały nieraz wcale niedwuznaczne wskazówki, że w pewnym domu, przy pewnej ulicy srogi Belzebub rozłożył się główną kwaterą i rozciąga ztamtąd swoje operacye wojenne na całe, bogobojne zresztą miasto. Mały literat biadał w swoich artykułach nad materyalistycznym kierunkiem, pozbawiającym świat wszelkiego idealnego uroku, i pracował nad powieścią, w której ludzie „pozytywni“ nakształt ostrych bodyaków obdzierają bliźnich z szat, ze sławy, i ze skóry, podczas gdy dwie istoty niezrozumiane błąkają się jak wonne fiołki gnane wichrem jesiennym, wśród tego chwastu, i najprzód nie rozumieją się nawzajem wcale, a potem mówią sobie rzeczy niezrozumiałe, ale obszerne, i rozumieją się doskonale, a potem umierają na ostatniej stronicy, prawdopodobnie z nudów. Wielki historyk zaś w wielkim organie wykazał jak na dłoni, że pozytywizm targa i rwie nić tradycyi narodowej, przeważnie religijnej i rodzinnej, i ze między innemi, jeżeli tak dalej pójdzie, to nowonaro-