Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

gicznej, z którą miał do czynienia, ona, zastanawiając się nad tem, dlaczego Karol pytał ją, czy nie ma więcej tajemnic, któreby powinna powierzyć Tadeuszowi? Ale nim znaleźli oboje rozwiązanie tych pytań, odwróciła ich uwagę żywa dyskusya między dr. Chimerskim a ks. Chyżyckim, zakończona głośnym wybuchem śmiechu. P. Tadeusz, grając z kołkiem, dał był szlema swoim przeciwnikom, w skutek czego doktor zaperzony interpelował proboszcza, dlaczego mu nie podegrał pików?
— Z bardzo ważnej przyczyny — wołał ksiądz, czerwony od gniewu — z bardzo ważnej!
— Radbym wiedzieć z jakiej! Jak można było nie grać pików! — zarzucał doktor tonem srogiego sędziego, który przekonywa delikwenta, iż popełnił zbrodnię, zasługującą najmniej na powieszenie.
— Nie można było grać pików — krzyczał proboszcz.
— Należało grać piki! — piorunował doktor, rozprzestrzeniając palce u prawej dłoni, i opierając na pierwszym z nich, wskazujący palec lewej ręki. Giest ten był zwykle wstępem jakiegoś bardzo długiego i przekonywującego wywodu.
— Ależ — oponował proboszcz w rozpaczy, demonstrując obydwoma dłoniami — ale nie miałem ani jednego piku.
Ten to niezwalczony argument wywołał ową powszechną wesołość całego klubu, do której przyłączyła się natychmiast Helena, jak gdyby chciała przekonać Karola, jak dalece czuje się szczęśliwą i swobodną. Ksiądz wpadł w wyborny humor i przypomniał sobie jeszcze kilka anegdot, osnutych na tle podobnych katastrof wistowych. W ten sposób śmiano się i rozmawiano do kolacyi, przy kolacyi i późno w noc jeszcze, poczem p. Tadeusz odprowadził Karola do przygotowanego dla niego pokoju, ażeby się mógł wywczasować po trudach podróży dyliżansem odbytej.
— Zbudzisz się zapewne tak około czwartku albo piątku?
— O nie, wstaję jutro rano. Wszak pojmujesz, że