Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

jego list niewątpliwie, wszelako tydzień już mijał, a nie widać było ani odpowiedzi, ani p. Zameckiego.

ROZDZIAŁ VI.


Informacye pani Trzecieszczakiewiczowej nie były mylnemi. P. Alfred Zgorzelski od dłuższego już czasu stał się częstym bardzo i mile widzianym gościem u państwa Zameckich. Należał do „klubu“, zbierającego się co popołudnia na werandzie, pijał piwo, i był nawet ozdobą tego wybranego grona, dzięki swojemu dobremu humorowi i nadzwyczajnej łatwości w obcowaniu. Lata nietylko nie wywarły szkodliwego wpływu na powierzchowność pana Alfreda, ale owszem wpłynęły na nią bardzo korzystnie. Zmężniał i wypiękniał przytem tak, że o ile to jest możliwem zwykłemu śmiertelnikowi, zbliżał się do ideału „przystojnego“ mężczyzny. Szczególnie jego oczy, piękne i pełne wyrazu, błyszczały otwartością i szczerością, która jednała mu powszechne sympatye. Zwykł on był mawiać o swojej przeszłości, jako burzliwej nieco i nie ze wszystkiem wzorowej, a to z taką swobodą, z taką mięszaniną żalu i humoru, na jaką się zdobyć może tylko ten, co niewiele nabroił, ale i na to, co zbroił, zapatruje się ze stanowiska człowieka nieprzystępnego już niedorzecznym pokusom pierwszej młodości. Częste wędrówki za granicę, i wielostronne obycie się w świecie, dostarczały mu wątku do rozmów niezbyt wprawdzie głębokich, ale ujmujących wesołością i pewną prostotą, ujmującą serca. Warto było widzieć, jak dr. Chimerski rozjaśniał swoje pochmurne nieraz oblicze na sam widok p. Alfreda, o którym utrzymywał, iż wystarcza do wyleczenia go ze splinu. Zbytecznem byłoby dodawać, że panna Wanda w wyższym nierównie stopniu podzielała zdanie szanownego konsyliarza, z którem zgadzał się po części i p. Tadeusz. Tego ostatniego cieszyło to niepospolicie, że młody jego są-