Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

kształt zdziwienia nad tą szczególną sympatyą ku ścianom a antypatyą ku zwierciadłom.
— Chachacha — śmiała się dalej pani Helena — pan Zgorzelski łysieje, nie jak inni, od czoła, ale ponad karkiem, i radby ukryć tę szpetną okoliczność przed okiem ludzkiem. Trudno pojąć, jak mogą istnieć ludzie, którzy całe życie silą się na to, ażeby coś udawać lub ukrywać przed światem. Nieprawdaż?
— Bardzo to smutne i niewdzięczne zajęcie.
— A jednak — dodała pani Zamecka, jakby dla siebie i po namyśle — wszyscy coś ukrywamy, albo coś udajemy.
Wacław miał minę człowieka niesłusznie obwinionego i niepoczuwającego się do żadnej winy.
— Nie powiadam — mówiła dalej — by każdy miał do ukrywania jakiś uczynek, albo jakąś ułomność fizyczną lub moralną, ale są inne rzeczy, z któremi taimy się, nieraz sami przed sobą, przed innymi, zawsze. Weźmy np. niedoścignione, nieziszczone ideały pierwszych lat naszych, które kryjemy gdzieś w zakątku duszy, i nie śmiemy nawet pozwolić sobie tej przyjemności, jaką ma np. człowiek zrujnowany materyalnie, gdy od czasu do czasu wydobędzie z ukrycia ostatni grat kosztowny, który mu został z lepszych czasów, dajmy na to, pierścień, albo medalion, odczyści go, oglądnie, westchnie, i schowa napowrót.
— Ideały nie są gratami, któreby można odświeżać i przewietrzać bezkarnie.
— Więc pan nigdy nie „przewietrza“ swoich ideałów? — zapytała naiwnie. — Ale przepraszam pana, zapomniałam, że pan jeszcze nie miałeś czasu być zrujnowanym, i zatęsknić za zabytkami z lepszych czasów! O, wiem to, wiem — dodała z westchnieniem — że ideałów młodości nie można odświeżać bezkarnie!
To rzekłszy, puściła konia w cwał, i zamilkła. Po chwili dopiero, ciągle jakby w roztargnieniu, odezwała się z nienacka:
— Opowiedz mi pan, jak wygląda pański ideał?