Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

kwestye, poruszające umysły, i wyczerpawszy je, rozłożono zielony stolik i rozpieczętowano karty.
— Cóż tam porabia twoja dawna miłość, pani Zamecka? — odezwał się wśród tych przygotowań hr. Józio do p. Alfreda.
— Ha, cóż, pielęgnuje męża...
— A ty jej pomagasz, mauvais sujet que vous êtes!
— Cóż robić na wsi? — odparł pan Alfred, stawiając na stole wypróżnioną z szampana czarę i wyciągając się wygodnie w fotelu, z uśmiechem wyrażającym raczej znużenie, niż co innego.
— Ale, ale, wiesz ty, że Pepi odkrył tu w mieście młodą osobę, jak kropla wody do drugiej, tak podobną do pani Zameckiej. Tylko że ta już jest nieco passée, a tamta świeża jak pączek i jednem słowem śliczna. Onegdaj widzieliśmy ją obydwaj, ja i książę Hilary, w ogrodzie i staraliśmy się dowiedzieć gdzie mieszka, ale nie było sposobu.
— Radabym wiedzieć, co pana to interesuje? — odezwała się pani Mizerkowa z przekąsem.
— Mnie — nic, ale księciu podobała się dyabelnie. Pepi musiał mu obiecać, że się dowie, gdzie się ukrywa ta nimfa.
— Wielkie rzeczy! — wtrąciła p. Mizerkowa. — Widziałam ją także, nic w niej nie ma osobliwego. Ubrana jak pokojówka...
Pani Mizerkowa, która nigdy nie wychodziła z domu, nie mając kilkanaście łokci aksamitu lub ciężkiego jedwabiu na sobie, była nader wymagającą pod względem toalety kobiecej. Była to jedna z niewielu wad tej nadobnej istoty.
— Bywają pokojówki wcale niczego — nadmienił sentencyonalnie hr. Kropiowski.
— O, wiem ja dobrze — mówiła p. Mizerkowa, rozdrażniona bez widocznego powodu — wiem ja dobrze, że niektórzy panowie mają takie ordynarne gusta! Fe, jakaś szwaczka! Bez wychowania, bez ekadu... bez hedu...