Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

z powodu, iż miał wzrok nieco zamglony, panienka ta tedy nazywała się Helena i nie była córką, ale siostrzenicą pp. Skryptowiczów. Nie było wszakże czasu do dalszego rozpoznawania tych faktów, w tej samej chwili bowiem p. Karolowa wstała widocznie pomięszana, zajrzawszy w okno, i rzekła:
— Mój mąż właśnie wraca do domu....
Miałaż dodać, że to powinnoby było skłonić p. Alfreda do wyniesienia się drugiemi drzwiami? Nie mogła mu dać tej rady, chociaż pragnęła tego z całej duszy. Panny spojrzały w okno, i ujrzały p. Karola zbliżającego się do drzwi z jakimś drugim, niesłychanie wysokim i barczystym jegomością — spojrzały na panią Skryptowiczową, i domyśliły się, że zanosi się na jakąś niebywałą burzę domową, bo przeczucia złowrogie malowały się w twarzy ich matki i opiekunki. W skutek tych spostrzeżeń i domysłów, panny wyniosły się, niby na powitanie p. Skryptowicza, w istocie zaś, odbywszy tę ceremonię jak najkróciej, drzwiami od pierwszego pokoju wyniosły się do sieni, a ztamtąd do kuchni.
Pani Skryptowiczowa zajęła stanowisko na drodze, którą wyszły, to jest w drzwiach prowadzących z bawialnego pokoju do sypialni p. Karola. Za chwilę, p. Alfred mógł słyszeć następującą rozmowę:
— Moja duszko, oto jest p. Adam Tetrzycki, dawny i dobry mój znajomy.
— Hohoho! — zagrzmiało coś głosem donośnym jak trąba archanioła, i z archanielskiej wysokości — toż to i my się przecież znamy nie od dzisiaj, pani dobrodziejko, tylko że dawno nie miałem przyjemności ucałować jej rączek. A jak to mi pani dobrodziejka wygląda! Cóż porabia konsolacya? — Tu właściciel potężnego głosu pochylając się, ażeby nie uderzyć głową o oddrzwie, wsunął się do bawialnego pokoju, ucałował rączki p. Skryptowiczowej z łoskotem odpowiadającym temu, jakiby sprawiło spadnięcie dwóch korcy pszenicy na bruk ze znacznej bardzo wysokości, i wyprostował się nakoniec w całej potędze swoich sie-