Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

dmiu stóp wzrostu. Był to szpakowaty jegomość w długim granatowym surducie, zapiętym aż pod szyję, i ozdobionym na piersiach wstążeczką od krzyża zasługi wojskowej. W jednej ręce trzymał kaszkiet o szerokiem, płaskiem denku a w drugiej laskę okutą żelazem i zastosowaną pod względem rozmiarów do swojego właściciela.
— Oto skwar, pani dobrodziejko! — grzmiał dalej Goliat, ocierając kraciastą chustką pot z czoła.
— W istocie — szepnęła pani Skryptowiczowa głosem zaledwie dosłyszalnym — mamy bardzo gorące lato. Jest tu — dodała jeszcze ciszej, zwracając się ku drzwiom jest tu... pan Zgorzalski.
— To dobrze — rzekł pan Karol — zostaw nas tutaj samych i zamknij na klucz drzwi od swego pokoju. Tylko zaraz!
Teraz dopiero bezstronny widz mógłby się był przekonać, że jeżeli pani Skryptowiczowa obawiała się sceny, to nie obawiała się natomiast bynajmniej o pana Alfreda. Z rodzajem uspokojenia zmierzyła kolosalną postać pana Tetrzyckiego i wyszła, stosownie do polecenia otrzymanego od męża.
— Mówiłeś mi pan tedy, panie Adamie — ciągnął powoli p. Karol, zamykając najpierw drzwi prowadzące z jego pokoju do sieni, a potem przechodząc przez bawialny pokój i zapewniając się, czy drugie drzwi były zamknięte. — Mówiłeś mi pan tedy, panie Adamie....
P. Alfred patrzył w zdumieniu na gospodarza domu, który zdawał się nie spostrzegać jego obecności. Nazwisko p. Tetrzyckiego zaniepokoiło go było przed chwilą, ale ponieważ nie znał go i nie był mu znanym osobiście, więc na razie pomyślał sobie, że niespodziane to spotkanie nie pociągnie za sobą zbyt niemiłych skutków. Teraz dopiero, w skutek dziwnego zachowania się pana Karola, niedawny pogromca Bergera czuł się w bardzo fałszywej pozycyi i przeklinał chwilę, w której przyszło mu na myśl robić wizytę pp. Skryptowiczom.
— Za pozwoleniem — przerwał p. Tetrzycki p. Karo-