Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

nie, ale afektował go w nieźle obmyślanym celu obudzenia w niej poczucia godności własnej. Udało się to — prawie. Po dwóch latach małżeństwa, pani Helena miała się za osobę, która sobie nie ma nic do wyrzucenia, a po sześciu latach rozpamiętywań nad teoryą miłości, wyłuszczoną w książce pani Sand, i zastosowania tej teoryi do siebie i do Alfreda Zgorzelskiego, szacunek jej dla siebie samej nie zmniejszył się wcale, owszem, zwiększył się może, dzięki przeświadczeniu o rozmaitych czynach pełnych poświęcenia, które spełniła i spełniała ciągle. Nie był to już nawet szacunek, było to uwielbienie dla siebie, jako dla ofiary o sercu przebitem, dźwigającej codziennie jarzmo nienawistnego obowiązku.
Ściśle rzecz biorąc, nie znaleźlibyśmy pamiętniku pani Heleny dowodów, że jarzmo to było bardzo ciężkiem. Różnica wieku między nią a mężem wynosiła lat dwanaście, co nie jest rzeczą niezwykłą w dobrze dobranych małżeństwach. Tadeusz był w pełni siły i zdrowia, i przyznawała sama, jakeśmy widzieli, qu’il n’êtait pas mal. Nie był ani tetrykiem, ani zbyt zawziętym domatorem, owszem, ile razy żona zapragnęła użyć świata, jego blasków i rozrywek, z młodzieńczą prawie ochotą przystawał na wszystko i brał udział we wszystkiem. Całem nieszczęściem było, że według pani Sand „l’amour est plus grand dans sa cause que dans son objet.“
Znajdujemy ślady, że pani Helena walczyła z sobą, a nie czując się dość silną do walki z ową „wielką pobudką,“ szukała sprzymierzeńca w konfesyonale. Przyjechał na „misyę“ w okolicę Rymiszowa młody jezuita z Poznańskiego, który nosił niemieckie nazwisko Kriechewitz, i był poprawną edycyą ks. Stodolskiego. Pani Helena żartem powiedziała mężowi, że musi się przekonać, czyli też prawdą jest, co mówią o przewrotnej moralności zakonu Lojoli, i ksiądz Chyżycki, aczkolwiek niechętnie, musiał pewnego dnia sprowadzić księdza Kriechewitz ze mszą do Rymiszowa. Była to właśnie epoka, w czasie której wyrazy