Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

jenta, kazał p. Tadeusz sporządzić dwie uwierzytelnione kopie tego testamentu, jedną dla siebie, a drugą dla p. Skryptowicza, który ją miał przechować. Sporządzenie tych kopij zajęło tyle czasu, że pobyt p. Tadeusza w mieście przeciągnął się nieco dłużej.
Nakoniec, nazajutrz rano, miano wyjeżdżać. Helence biło serce gwałtownie na myśl, kogo miała ujrzeć w Rymiszowie, i to samo serce ściskało się boleśnie wobec pierwszego po tylu latach rozstania się z tymi, do których przylgnęła sercem i którzy ją nawzajem tak kochali. Im bardziej zbliżała się ta chwila, tem smutniej robiło się dziewczynie, i kto wie, czy nie byłaby nakoniec zrzekła się ukrytej nadziei widzenia Wacława, gdyby jej była p. Skryptowiczowa nie powtarzała: „Jedź, jedź, Helenko, rozerwiesz się trochę, i wrócisz do nas weselsza“. Dla antycypowania tej rozrywki, pani Skryptowiczowa wyprawiała panny cały dzień za temi tysiącznemi sprawunkami, z któremi połączony jest dla kobiet każdy przyjazd do miasta i każdy wyjazd z niego. Od półgodziny lampy świeciły się na ulicach, gdy dziewczęta wróciły do domu.
— Czy nie zapomniałyście kupić sody? — zapytała p. Skryptowiczowa, krzątając się około herbaty, której w niektórych miejscach niepodobna przyrządzić bez dodania tej ingredyencyi do wody.
— Kupiłyśmy — odparła Frania. — Ale nie uwierzy mama, jakeśmy się zmięszały, gdyśmy weszły do apteki.
— Dotychczas nie mogę przyjść do siebie — dodała Adelcia.
— Cóż takiego?
— Oto niech sobie mama wyobrazi, wchodzimy do apteki, i nie zastajemy w niej nikogo, oprócz jakiegoś pana, który obrócony był do nas plecami i wyjmował coś ze słoika w szafce. Byłam pewną, że to subjekt, i odzywam się: „Proszę pana za parę centów sody“. Wtem on obraca się, bardzo zmięszany, i widzimy, kogo? tego pana Alfreda Zgorzelskiego, co to, wie mama...
— I cóż dalej?