Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/230

Ta strona została skorygowana.

— Czego ona chce odemnie?
Wieczorem, w skutek zaproszenia pani Zameckiej, Wacław był na herbacie, na którą przybył także i p. Zgorzelski, w pilnym interesie wracający do miasta, chociaż zaledwie rano ztamtąd powrócił. Młodszy nasz bohater był, jak zwykle, małomownym i roztargnionym, starszy natomiast błyszczał tym razem niezwykłą werwą, a panna Wanda oczu z niego nie spuszczała. Wyłączne to jej zajmowanie się p. Alfredem było tak uderzającem, że Wacław mimo roztargnienia swojego zrozumiał, dlaczego pani Zamecka miała w twarzy jakiś uśmiech dobrodusznie złośliwy, i dlaczego trąciła go raz lekko ręką w sposób znaczący. Zdarzyło się nakoniec, że Wandzia musiała wyjść do kredensu, wydać jakieś polecenie służbie. Wówczas pani Helena pół żartem, a pół seryo zwróciła się do p. Alfreda.
— Ależ, panie Zgorzelski, potrzeba nie mieć Boga w sercu, aby tak bałamucić biedną dziewczynę!
— Nie mieć czego w sercu, proszę pani?
— Namyśl się pan, czego, a tymczasem przyniosę panu rachunek ze składki na szpital w Korytnicy, który mi pan dałeś dziś rano. Już go przejrzałam i podpisałam.
— A, więc to był rachunek ze składki ten papier, który p. Alfred doręczył pani Zameckiej, gdy się z nią rozstawał, wyjechawszy z lasu! — pomyślał Wacław, dziwiąc się teraz, jak go mógł na razie zastanowić szczegół tak zwykły i naturalny. Co do mnie, dziwi mię raczej nadzwyczajne podobieństwo, zachodzące między tym rachunkiem, a pewnym konsensem tabularnym, który p. Alfred przywiózł był z miasta, i który wyszedł był z pod pióra p. Gomułowicza. Albo też, ściśle rzecz wziąwszy, podobieństwo to nie dziwi mię wcale.
— Nie mieć Boga w sercu! — powtórzył p. Alfred po odejściu p. Zameckiej. — Przyznasz pan, panie Roliński, że kobiety są czasem nudne z temi swojemi religijnemi frazesami.
— Nie lubię frazesów — odparł Wacław — ale nie lubiłbym także kobiety bez religii.