Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

chętnie, jak dobre, nieszukającym doskonałości i nietworzącym jej z własnych urojeń, wbrew lepszej rzeczywistej świadomości. Faktem jest wszelako, i fakt ten powtarzam raz jeszcze gołosłownie, że p. Tadeusz Zamecki dawno nie doznał był tak wielkiej radości, jak teraz, kiedy mu się udało sprowadzić podstępem do jednego salonu dwoje kochanków, rozdzielonych właściwe tylko przywidzeniem i uporem z jednej strony. Na całej kuli ziemskiej, oprócz Helenki i Wacława, który był szczęśliwym mimo swej woli, nie było ludzi tak uszczęśliwionych tem spotkaniem, jak p. Tadeusz i ks. Chyżycki, chociaż ksiądz myślał już więcej tylko o szczęściu swojego wychowanka. Rodzina pana Skryptowicza byłaby także bardzo uradowaną, gdyby była obecną tej scenie, a nakoniec i p. Karol byłby może uczuł pewną satysfakcyę, ale z zasady unikając „emocyi“, byłby się zapewne salwował jakim humorystycznym konceptem.

Co się tyczy mojego opowiadania, salwuje się ono hasłem danem do obiadu, które jest autorowi bardzo na rękę, zważywszy, iż szczęście kochanków nawet na papierze nie może trwać bardzo długo, i że czekają nas wypadki mniej może radosnej i niewinnej natury.




ROZDZIAŁ X.


Zdaliśmy sprawę z misyi, którą wziął był na siebie p. Tadeusz Zamecki i której celem było zbliżenie dwojga zakochanych młodych ludzi, rozdzielonych niedyplomatyczną interwencyą p. Skryptowicza. Misya ta, jak widzieliśmy, poszła gładko, i jeden z dwóch młodych bohaterów naszych widział się nagle przykutym do miejsca pobytu ubóstwianej przez się istoty, nietylko siłą swojego uczucia, ale nawet formalnie podpisanym kontraktem. Który z tych węzłów był silniejszym, lub czy obydwa były równie silnemi, to na razie zostawić musimy domyślności szanownego