Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

do pomocy prawnej w jakimś interesie, nie zwrócił mu później pieniędzy wyłożonych na stęple i inne należytości. Dlatego też, gdy p. Alfred po odejściu pp. Zameckiego i Skryptowicza przyszedł odwiedzić go i zapytać, jak mu się powodzi, p. Pomyślnicki przyjął go zimno i niechętnie. Dopiero gdy p. Alfred przypomniawszy sobie, że jest jego dłużnikiem, z wielkiem podziękowaniem zwrócił mu część należącej mu się kwoty — bo więcej nie miał „przy sobie“ — i gdy go zaprosił na śniadanie złożone z wódki, czterech łutów salami werońskiego i szklaneczki porteru, p. Pomyślnicki odtajał nieco, zafundował całą butelkę porteru i to koszowego, a nakoniec wygadał się, jakiego rodzaju interes sprowadził p. Skryptowicza i p. Zameckiego do notaryusza. P. Alfred zapytał o to od niechcenia i w odpowiedzi otrzymał od p. Pomyślnickiego najpierw tylko złośliwe spojrzenie, połączone z pewnym ruchem ręki, który może znaczyć, podług okoliczności, że o tem mówić nie warto, albo, że dałoby się o tem powiedzieć bardzo wiele, ale nie ma czasu. Po niejakiem naleganiu zeznał wszakże p. Pomyślnicki, że „ten Skryptowicz“ to wielki filut. Kupuje właśnie za bezcen duży majątek ziemski, a Zamecki pożycza mu pieniędzy, i z tego powodu spisali akt notaryalny, ale nie ma wątpliwości, że Zamecki wyjdzie jak najgorzej na całym interesie. W ciągu tego opowiadania, p. Pomyślnicki spoglądał bez ustanku tak złośliwie dokoło, jak gdyby jemu samemu udało się złapać jakiego Zameckiego i wyłudzić od niego pożyczkę na kupienie wielkiego majątku ziemskiego za bezcen. — „Hm, Zamecki ma dużo pieniędzy!“ zauważył p. Alfred, „ciekawa też rzecz, kto po nim weźmie majątek?“ — „Ha, pewnie żona“, była odpowiedź. „No, ale legatów będzie co nie miara“, odparł p. Alfred — „Zamecki musiał zrobić testament“. — „Ej, gdzie tam, tacy jak on nie piszą testamentów, a zresztą gdyby i napisał, z pewnością zostawiłby żonie wszystko, co ma, wszak formalnie przepada za nią. — „Więc nie zrobił testamentu?“ — „Ani mowy o tem, a szkoda, bo szlachcic hojny i opłaciłaby się fatyga pisania“. Po tej rozmowie