Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

nami, bo powóz papy spóźnił się i musieliśmy czekać na dworcu kolei.... „Papy!“ Nauczyłam się nazywać tak kochanego, łaskawego mojego dobrodzieja, sam tego wymaga odemnie, i gniewałby się, gdybym go inaczej nazwała. W domu — to jest, u was, u drogiej cioci, zdawało mi się to rzeczą tak łatwą, tak naturalną — nie myślałam nigdy nawet, bym go mogła nazywać inaczej! Wiecie jak dobrym jest dla mnie, i że rodzony ojciec nie mógłby być lepszym.... Ale tutaj! Tutaj nie mogę odważyć się, wymówić to słowo, i w istocie przez cały dzień starałam się uniknąć sposobności wymówienia go — brzmiałoby opacznie.... wszystko tutaj wydaje mi się opacznem!
„Najlepiej podobnoś będzie, jeżeli wam opowiem w porządku wszystko, jak było. Wjechaliśmy, jakby do fortecy jakiej, przez most i bramę murowaną na duży dziedziniec zamkowy. Jaki zamek! Kamienice w mieście bywają większe, piękniejsze, weselsze, ale za to ten poważny, szary budynek o staroświeckich kształtach, budzi we mnie takie uszanowanie, jak kościół... W dzień lubiłabym mu się przypatrywać, zaludniać go w myśli postaciami rycerzy i dam z dawnych wieków... teraz, o zmroku, mrowie mię przechodzi... wszak wiecie, jakam ja śmieszna z mojemi zabobonami.... Na moje szczęście, kochany papa przeznaczył na moje usługi — wyobraźcie sobie, na moje usługi! jakąś bardzo dobrą dziewczynę, która będzie spała ze mną w jednym pokoju, i która także boi się tych wysokich komnat, tych obrazów na ścianach i sufitach, i tych staroświeckich, dziwnie ogromnych sprzętów, jakich pewno nie widziałyście. Powiada Kseńka — Kseńka jej na imię — że tu w zamku coś straszy, drży więc nieboga i tuli się w kącie, chowając nogi pod siebie — to mi dodaje nieco odwagi. Dobrze to wujcio powiada, że człowiek często odważniejszym się staje w towarzystwie tchórzów. Kto wie, gdyby kto trzeci był tu ze mną i Kseńką, stałby się może walecznym, jak Bayard.
„Otóż, na ganku zamkowym, powitała nas pani Zamecka. Nie wierzyłabym moim własnym oczom, ale Wan-