Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

— Panienka czegoś smutna — odezwała się Kseńka — przerywając coraz niespokojniejszy tłum myśli, cisnących się do głowy Helence. Wczorajsza rozmowa wieczorna o „strachach“ ośmieliła do tej poufałości dziewczynę, wychowaną w dworskiej karności. W przytomności pani Zameckiej albo panny Wandy, Kseńka nie byłaby śmiała otworzyć ust, jak chyba do odpowiedzi na zapytanie; jakkolwiek była to, jak mówią, bardzo „ciekawa“ dziewczyna.
— Ależ-bo i smutno u nas teraz we dworze — dodała. — Pan choruje i pani nie taka, jak zawsze...
— Smutniejsza? — zapytała Helenka prawie mimowoli.
— To nie, ale...
— Czy może niedobra?
— O... dobra! Pan dobry bardzo i pani dobra, ale...
— Ale co?
— Ale przecież co pani, to nie pan. Pan nigdy nikomu nie powie złego słowa, a z prośbami to ludzie chodzą do niego jak z grzechami do spowiedzi, i każdy dostanie, o co prosi, choć niejeden nie wart tego. Mego tatunia pan wykupił od wojska, i później dał mu grunt i chatę, a tatunio sami powiadają, że im się to nie należało, ale co gorszego...
— Jakto?
— Bo to proszę panienki, raz gromada prawowała się z dworem o pastwisko w pańskim lesie, i kiedy pana nie było w domu, ludzie zagnali gwałtem bydło do lasu. Co im się nagadał i ksiądz proboszcz, i komisarz, nic nie pomogło. Tak potem przyszło wojsko, a ludzie nuż z cepami do żołnierzy. Mój tatunio byli pierwszym i jeszcze drugich buntowali. Tak żołnierze jak wezmą strzelać, i odstrzelili tatuniowi rękę, a het wszystkich gospodarzy i parobków powiązali i zabrali z sobą. Dopiero kiedy pan przyjechał z zagranicy, to póty jeździł i prosił, póki wszystkich nie puścili, a tatunio, że już nie mogli bez ręki chodzić na zarobek, dostali grunt i chatę, i krowę, i tak za