Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/336

Ta strona została skorygowana.

Alfreda, naprzeciw p. Zameckiego umieszczono Wacława, tak, że obrócony był plecami do stolika z kawą. Panie nie pijały kawy i siadały zwykle opodal.
Atmosfera była coraz bardziej duszącą. Ogromnie ciężkie, czarne chmury podniosły się były na widnokręgu podczas obiadu, i zasłoniły słońce. Powietrze, napełnione silnemi odorami, było tak piekące, tak duszne, że niepodobna było oddychać niem nawet najzdrowszym i najmłodszym płucom.
— Podobnoś nic nie będzie z naszej wycieczki — rzekł p. Tadeusz. — Będziemy mieli burzę.
— Mniejsza o to — odparł proboszcz — ale bodaj czy nie jak zwykle przy takich zmianach powietrza, nie powtórzy się pański atak astmy. Zdaje mi się, że pan oddychasz z trudnością.
— W istocie, nie dobrze mi trochę, ale to przejdzie.
— Może ci będzie lepiej, gdy się napijesz czarnej kawy — mówiła pani Zamecka — Podam ci ją zaraz, nie czekając na p. Zgorzelskiego.
— Ale bądź tak dobrą, moja duszko, i nie dawaj mi dużo cukru.
— Wrzucisz sam, ile zechcesz, włożyłam tylko jeden kawałek w filiżankę, i to prawdziwie homeopatyczny.
W tej chwili wrócił p. Zgorzelski, któremu pot kroplisty wystąpił był na czoło. Włosy miał w nieładzie, a na starannym jego ubiorze widać było ślady, że przed chwilą miał do czynienia ze słomą. Zapewne, jako dobry gospodarz i amator koni musiał być w stajni. Lokaj przyniósł tacę z maszynką i filiżankami na stolik, przy którym siedziało towarzystwo.
— Oto jest... twoja filiżanka — odezwała się pani Helena urywanym głosem. Helenka popatrzyła na nią z wzrastającym niepokojem. Nawet pan Tadeusz zauważył jakąś zmianę w jej zachowaniu się, i spojrzawszy na nią, powiedział.
— Musisz mieć znowu migrenę; jesteś tak bladą, jak wczoraj.