Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/342

Ta strona została skorygowana.

Doktor Chimerski odsunął ją na bok i przystąpił szybko do chorego. Helenka słyszała jeszcze tylko okrzyk w pół radości, a w pół zdziwienia, który się wyrwał z piersi lekarzowi. Był to okrzyk:
— Żyje! — Usłyszała go i upadła zemdlona w objęcia Wacława.
Przed chwilą zdawało się, że zamięszanie panujące w zamku rymiszowskim nie mogło już być większem, ale teraz dopiero doszło ono do swojego punktu kulminacyjnego. Dr. Chimerski biegał z jednego kąta w drugi i żądał różnych rzeczy, których mu nikt nie podawał, wydawał polecenia, których nikt nie pełnił. P. Skryptowicz, Wacław, i panna Wanda usiłowali przywrócić Helenkę do przytomności, służba żeńska i męska straciła zupełnie głowę, włościanie zgromadzeni na dziedzińcu poczęli napełniać komnaty zamkowe, a na dworze piorun bił za piorunem, grad niesłychanej wielkości tłukł w szyby i wicher łamał z łoskotem największe drzewa, jakby cieńkie patyczki. Wśród tego wszystkiego rozległ się głos dzwonka kościelnego, i pojawił się ks. Chyżycki w komży i stule, z sakramentami.
— Nie, księże proboszczu, nie, nie teraz przynajmniej! — zawołał doktor robiąc gest ręką. Helenka tymczasem otworzyła była oczy i uchwyciła za rękę Wacława, który klęczał koło niej, bledszy niż ona.
— On żyje, nieprawdaż? — zapytała półgłosem.
— Żyje, żyje — powtórzył lekarz, i podczas gdy ksiądz wychodził do drugiego pokoju, dr. Chimerski dodał stanowczym głosem, patrząc wkoło:
— Żyje, i — moi państwo — tu nie ma otrucia! Jest to, a raczej był, silny atak astmy, zwanej angina pectoris. Bezprzytomność w takich razach połączona jest z chwilowem ustaniem oddechu i tętna, i to zapewne wystarczało panu Feilesowi do skonstatowania śmierci. Obecnie, jak zawsze po takich atakach, nastąpiła śpiączka, która potrwa kilka godzin. Chory przedewszystkiem potrzebuje spokoju. O otruciu, powtarzam raz jeszcze, niema ani mowy.