Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/343

Ta strona została skorygowana.

— Ale co znaczy zachowanie się Heleny, i gdzie ona jest? — zagadnął p. Karol.
Zaczęto jej szukać w całym zamku, ale nie było jej nigdzie. Nikt nie widział, którędy poszła. W śród tych poszukiwań, w jednym z najciemniejszych i najodleglejszych zakątków, natrafił pan Skryptowicz na pana Alfreda, wybladłego i drżącego.
— A tuś mi, ptaszku! — zawołał, biorąc go za rękę — nie ujdziesz mi teraz! — Z temi słowami p. Karol pociągnął za sobą panicza, niestawiającego najmniejszego oporu, wyprowadził go na schody i wtrąciwszy go do pokoju znajdującego się na pierwszem piętrze narożnej baszty, zamknął za nim drzwi, schował klucz do kieszeni i wrócił na dół. Tu tymczasem Wacław, pomówiwszy kilka słów po cichu z Helenką, wziął był doktora pod ramię i zaprowadził go na werandę, gdzie stały jeszcze nietknięte przybory do kawy. Wacław wskazał ręką kawałek cukru, leżący na tacy obok filiżanki p. Tadeusza, i powiedział.
— P. Zamecki wyjął to ze swojej filiżanki, nim mu panna Wanda nalała do niej kawy. Pani Zamecka kładła sama cukier do filiżanek, i oddaliła się była potem na chwilę, ale panna Helena nie spuszczała oka ze swojego opiekuna, i widziała dokładnie, jak wyjmował cukier.
Doktor nachylił się nad tacą i przypatrywał się uważnie cukrowi, posuwając go trzonkiem od łyżeczki.
— Tu są dwa kawałki — rzekł. — To jest cukier, ale to — dodał, pokazując Wacławowi odrobinę nieco większą od ziarnka grochu, na pierwszy rzut oka dość podobną do cukru — to musimy zbadać!
Posłaniec konny, wysłany do Korytnicy, powrócił szybko i przywiózł ingredyencye, których doktor zażądał z apteki. Wacław chciał natychmiast przystąpić do ich użycia, ale p. Skryptowicz, jako prawnik, założył veto przeciw temu.
— To nie należy do nas, ale do sądu. Straciliśmy już i tak dużo czasu; mojem zdaniem, powinniśmy natychmiast zażądać komisyi sądowej.