Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

do kryminału. W tej chwili rozległ się na korytarzu krzyk kobiecy, przeraźliwy, i p. Skryptowicz w panujących tam ciemnościach uczuł, że coś go chwyta za kolana. Odskoczył szybko i zawołał
— Kto to?
— Litości, panie, litości! Wszak on nie jest głównym winowajcą, wszak słyszałeś pan, że ona winna wszystkiemu! Litości, ja go tak kocham!
Teraz dopiero, po głosie, poznał p. Karol, kto go tak zaskoczył z nienacka. Była to panna Wanda, na którą dotychczas nikt nie zważał, a która spostrzegłszy, że zanosi się na coś niedobrego dla jej Alfreda, słuchała całej indagacyi pod drzwiami. P. Karol wiedział o stosunku między nią a Alfredem, i oniemiał ze zdziwienia, iż po odkryciach, których była świadkiem, mogła jeszcze wstawiać się za niewiernym i niegodnym. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, zbiegł szybko po schodach, i znalazł się przed drzwiami wiodącemi do pokojów p. Tadeusza w tej samej chwili, w której z jednej strony doktor Chimerski chciał iść po niego na górę, a z drugiej strony p. Zamecki, zdziwiony obecnością lekarza, o którym mniemał, że jest w drodze do Wiednia, i jeszcze bardziej zdziwiony tem, że nie otrzymał odpowiedzi na swoje zapytanie co do pani Heleny, wbrew poleceniom i naleganiom doktora wstał i szedł sam zobaczyć, co się działo w jego domu. Na widok p. Karola, p. Tadeusz odstąpił o krok, i miał właśnie z jowialnym uśmiechem na twarzy zawołać: Wszelki duch! kiedy rzuciła mu się do nóg panna Wanda, łkając i łamiąc ręce.
Od tej chwili, wszystkie poprzednie narady dr. Chimerskiego i pana Skryptowicza były straconemi. Z niejasnych słów i rozpaczliwych zaklęć Wandy, pan Tadeusz dowiedział się tyle, że niepodobna było taić przed nim właściwego stanu rzeczy. Opowiedziano mu tedy wszystko, pomimo obaw lekarza, ażeby gwałtowne wzruszenie nie wywołało drugiego napadu astmy. Obawy te na szczęście okazały się płonnemi. Pan Tadeusz słuchał z uwagą, co mu mówiono, najpierw o domysłach i podejrzenach Helenki, potem o okoliczno-