Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/349

Ta strona została skorygowana.

Wacław nie chciał dać odpowiedzi, ale odpowiedział za niego rumieniec, który mu twarz oblał.
— Kochasz ją pan, i ona pana kocha. Powinniście się pobrać, skoro nie dzieli was żadna przeszkoda.
— Owszem... dzieli nas...
— Znam pańskie skrupuły. Chcesz pan powiedzieć, że dzieli nas majątek i urodzenie. Jesteś pan w błędzie. Helenka nie ma własnego majątku. Będzie go miała odemnie, ale to nie powinno być powodem, ażeby zaraz na wstępie w życie czuła się nieszczęśliwą. Co się tyczy jej urodzenia, musisz pan wiedzieć, że matka jej kona właśnie w takiej chacie, w jakiej ją wychowała, a ojciec... ojciec, spodziewam się, uciekł daleko. Mówię to panu, ponieważ wiem, że z pańskich ust ona nigdy nie dowie się o tem.
— Nigdy! — odparł Wacław zdumiony.
— A więc, czy masz pan jeszcze co do zarzucenia tej sierocie? Czy może nie kochasz jej pan szczerze?
— Nie szczerze! Kocham ją... kocham nad wszelki wyraz.
— No, i poco to tyle ceregielów? Helenko — zawołał pan Tadeusz, otwierając drzwi do drugiego pokoju. — Helenko! Pan Roliński powiada, że kocha cię bardzo, i pyta się, czy chcesz pójść za niego? To mówiąc, wprowadził ją za rękę do pokoju, i pastwił się przez chwilę nad zakłopotaną swojem szczęściem parą. Nadszedł i p. Karol, a spostrzegłszy, co się stało, zawołał:
— Ach, Bogu dzięki, teraz już będę miał znowu spokój w domu! Wszystkie te afekta, i łzy, i wzruszenia, to męczarnie dla nas, ludzi pozytywnych.
— Doktorze — zapytał pan Tadeusz wchodzącego pana Chimerskiego — my jesteśmy ludźmi pozytywnymi, nieprawdaż?
— O... okropnie! — odparł doktor, nieco zaambarasowany.
— Nie łudzimy się nigdy, i bierzemy rzeczy tak jak są?