Pierwszy Sty Hieronim interpretując § 2 cytowanego ustępu, do uznania prostytucji wymagał udziału wielu (multorum) rozpustników.[1] Wielu powiedział ten doktór kościoła, lecz ilu pytali glossatorzy, których nie zadawalała ta nieścisła rachuba. Następowały najdziwaczniejsze opinje: ten proponował 40, ów 60, inny, rzecz do uwierzenia niepodobna, do uznania prostytutki za taką, wymagał (już chyba żartem) aby miała stosunki z 23 tysiącami mężczyzn.[2] Ta śmieszność kazuistyki wyda nam się mniéj dziwną, gdy sobie przypomniemy, iż było to w czasach kiedy poważnie dysputowano o tem, ilu aniołów pomieścić się może na końcu szpilki.
Bądź co bądź szkoła o jakiéj mówimy za główną cechę prostytutki uważała jéj łatwość w oddawaniu się wielu amatorom. Inni prawnicy zwracali szczególniejszą uwagę na przyjmowanie zapłaty i uważali ją za niezbędny warunek, a zarazem i za stanowczy probierz prostytucji. Warunek ten zdawał się być nawet wskazany samą etymologją łacińskiéj nazwy meretrix[3], lecz ta zasada prowadziła do równych, co i poprzednia niekonsekwencji, których rzymski prawnik słusznie uniknąć usiłował. Czyż podobna bowiem przypuścić, aby kobieta, która raz uległa słabości i parta może potrzebą, przyjęła pewną pieniężną pomoc od swego protektora, miała już być piętnowana infamją. Kilku doktorów mniéj konsekwentnych, lecz rozważniejszych zwróciło na to uwagę; wymagali oni do uznania istoty