Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/102

Ta strona została przepisana.



6. TANIEC NA KRAWĘDZIACH
(14—16 sierpnia 1919.)


Z przeróżnych kombinacji towarzysko-wycieczkowych, w których, jak rzekłem, narzuciłem sobie lekkomyślnie rolę jakiegoś majsterka-latacza, wypadło, że dzisiejsza nasza wyprawa — mozaikowego nabrała charakteru: dwie grupy biorą w niej udział. Jedno pragnienie je łączy: znaleźć się wieczorem w Morskim Oku, mimo, że różnymi tam się dostać mamy drogami. Dalszy program zabawy ułożymy, stosownie do warunków, na miejscu. I spotkały się grupy one... o godzinie 2-giej w nocy, aby niebawem znów się rozpełznąć. Epopeja cała, — ale że gros zdarzeń nie mojej grupy dotyczy, przemykam się nad tym i od „jutra” dopiero zaczynam opowieść, od Morskiego Oka.
Dzień 15-ty sierpnia wstał w całej krasie lata: słonecznie, jasno, ciepło na dworze; aż wabią góry kamiennymi wdzięki... Ale nie sporo nam idzie, bo mieliśmy z tamtą grupą omawiać dalsze plany; tymczasem nikt z tego sfatygowanego grona nie opuszcza sypialni. Nie dziwię się, że po dwudziestu godzinach wczorajszego marszu szanują się, ale za co my cierpimy? Chodzę pod drzwiami, nasłuchuję, nie