Do Was, przyjaciele — taternicy, się zwracam, — do Was, dotkniętych słabością, która niechybnie otrzymałaby uczone miano „febris montana acuta”, gdyby medycyna na dobre się do niej wzięła. Wy mnie zrozumiecie...
Srebrne gody święciłem niedawno z Tatrami, — i snadnie mógłbym złotych doczekać, gdyby nie to, że lekkomyślnie straciłem kawał życia, dość późno rozpocząwszy karierę taternicką. Ale — są to rzeczy niecofnione...
Z okazji tego właśnie jubileuszu publicznie opowiedzieć się muszę, kuszony przez przyjaciół górskich, że kończynami nie tylko po piargach, ale i na papierze pracowałem w winnicy tatrzańskiej, skrzętnie notując wrażenia po każdej z trzechset kilkudziesięciu swoich wycieczek, — bo tyle się tego właśnie nazbierało. Napsułem w ten sposób papieru niemal cztery tysiące zeszytowych stronic... Wytrwałość może lepszej sprawy godna... Może; — nie żałuję jej jednak: mam w tym pamiętniku szczerego, acz niemego przyjaciela, z którym wycieczkuję po Tatrach, kiedy mi się żywnie podoba, w świątek i piątek, w deszcz i pogodę, w radości i w smutku... Przeżywam razem z nim wrażenia