i zdarzenia sprzed lat, obcuję na zawołanie z tylu miłymi towarzyszami i, co ważniejsza, towarzyszkami pochodów, że, doprawdy, jest czego pozazdrościć... Obraz przejrzysty mam i skromnych tryumfów swoich i miłych, mimo wszystko, niepowodzeń...
Dla siebie notowałem to wszystko, szczerze, nie na pokaz, ani na popis, tak, jak w sercu się rodziło i spod pióra spływało. Nie są nowością te bezpretensjonalne notatki dla bliższych moich przyjaciół górskich, współuczestników wypraw: szukali oni nieraz swoich zniekształconych często konterfektów w tych zeszytach. Ten był zadowolony, wymyślał mi inny, a ja pisałem i pisałem — przez trzydzieści z górą lat! Poza własną przyjemnością spacerów papierowych, uważałem, że zasłużonym udziałem tej pisaniny będzie obchodzenie rocznic w głębi mojej szafy bibliotecznej; aliści kuszą mię teraz towarzysze: wydrukuj! wydrukuj choć urywki!... Bo choć twierdzisz, że nie ma w tych notatkach ani subtelnego piękna odczuć Karłowicza, ani znawstwa, czy fachowości opisów Chmielowskiego, Świerza i tylu, tylu koryfeuszy tatrzańskich, to jednak dają one inne ujęcie przedmiotu, inne oświetlenie, proste w treści i formie, nie tyle taternickie i sportowe, ile turystyczne — ot — majówkowe niejako, anegdotyczne, towarzyskie...
No, i skusili mię doradcy ku utrapieniu czytelników. Ale że się z góry zastrzegam, jak i dla kogo piszę, że uprzedzam taterników pełnej krwi, że to nie z ich wyżyn gadanie, — więc się rozgrzeszam zuchwale...
Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/12
Ta strona została skorygowana.