Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/120

Ta strona została przepisana.



7. „JEGO” CIEŃ.
(2—8 Lipca 1923.)


Długo kazało czekać na siebie lato 1923-go roku! Zimno w maju, zimno w czerwcu, deszcze leją, jak za dni stworzenia, słońce rzadki gość, — niewesoło... Logicznie wnioskując, trzeba się było uzbroić w cierpliwość i opóźnić urlop. Ba, ale czy namiętność chce, czy umie wnioskować logicznie? To też przyklaskuję z hałasem decyzji zacnego stadła państwa Michałostwa Sędziuków, z którymi już od dwu miesięcy wytrwale wycieczkuję... po mapie, decyzji zmierzającej ku temu, że 1-go lipca wyjeżdżamy z Warszawy. Tak, już 1-go: bo skoro tu jest źle, to niewiele stracimy, jeśli tam będzie niedobrze...
I jak wskazówki zegara, schodzimy się punktualnie na dworcu z p. Felicjanem P., którego tym razem wprowadzić ma Michał w świat cudów i mgieł... Jedziemy tylko my dwaj; przezorne stadło pośpieszyło już wczoraj: muszą się zainstalować w Zakopanem; my z towarzyszem na razie tego nie potrzebujemy: na dziesięć dni mamy iść w góry, — na co w Zakopanem płacić za puste łóżka? za puste łóżka!