Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

Kłopot z tym tylko, co wybrać z obfitego materiału. Pośród trzech przeszło setek moich wycieczek i spacerów są wprawdzie i niewinne dolinki, ale są i wielodniowe włóczęgi, tak, że na tomy by tego starczyło. Trzeba wybierać. Dla mnie wszystkie te spacery są równie miłe, równie zajmujące, czy poczciwy Giewoncina w grę wchodzi, czy Durny zadzierzysty... A więc na los się zdaję: biorę pierwsze z brzega notatki, choć cokolwiek charakterystyczniejsze od innych... Jeno, że o okres paru dziesiątków lat tu idzie, — nie dziw więc, że często, jak niedopasowane konie, będą one wyglądały... — Spoidłem wspólna nasza słabość niech będzie: wszyscyć my, wędrownicy górscy, wiemy, jak nas ten temat zespala i łączy... Jak ona babina, co po dziesięcioletnim więzieniu zatrzymała się jeszcze przed bramą, by się ugadać z towarzyszkami niedoli, tak i myśmy zawsze gotowi do gawęd między sobą... — nie prawda?...
Wolna więc umowa, kochany czytelniku: nie obiecuję ci nic niezwykłego, nie miej więc do mnie żalu, jeśli się rozczarujesz. Bo jedno tu muszę podkreślić: nie z fantazji to piszę, jeno z prawdziwych przeżyć; przygód i wypadków nie upiększam, nie koloryzuję. Wiem, że prędzej bym zajął, gdybym ubarwiał zdarzenia, dreszczyki chciał budzić, czy komizm preparował, wiem, lecz minąłbym się z celem, który mi przyświeca. Idzie mi bowiem i o to, by ten lub ów młody adept kultu górskiego, zanim się wypróbuje i ostrogi posiędzie, no i ten, co o ostrogach nie marzy, jeno dla ducha szuka tu roz-