Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/145

Ta strona została przepisana.



8. KRAKÓW W SZAROTKACH.
(12 lipca 1923.)


Nic nie przesadził Płoński, podnosząc walory swego pensjonatowego towarzystwa. Przekonałem się, że atłasowa krakowianka pani Janina, przemiła świegotliwa Iwowianeczka panna Marysia i zerkający w jej stronę — któżby się temu dziwił? — student p. Antoni, — to nec plus ultra towarzystwo. Doprawdy, że wszyscy najmilsi obywatele Rzeczypospolitej zjeżdżają się tu właśnie! Czy dziw zresztą? — przywary pielęgnuje się w rodzinnych ogniskach, ku słońcu wystawia się zalety... Po jednej wycieczce byliśmy już przyjaciółmi.
Organizuję odrazu na jutro poważniejszą ekskursję. Niestety, pani Janina nie może, bo męża się właśnie spodziewa, p. Antoni buty musi zanieść do doktora, a kochany Płoński — siebie. Nic więc z wycieczki...
— A ze mną by pan nie poszedł? — pyta zarówno dyskretnie, jak figlarnie piękna panna Marysia.
— Jabym nie poszedł? — mówię z wyrzutem — nie śmiałbym tylko proponować pani samej: znamy się od dzisiaj dopiero.
Na co wyzywająco już p. Marysia: