Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/218

Ta strona została przepisana.

Nie oponował. Wiąże się właściwie po raz pierwszy w życiu, ale czyni to dobrze, — teorię zna... Czy jednak Spitzkopf wiedział, że to po raz pierwszy?
Wziął p. Stanisław kominek z pewną, rzekłbym, chełpliwością, zatrzymał się na chwilę dla junackiej przechwałki i dla rozwiązania węzła, który się nieco zbakierował...
— Duże rzeczy pan robił z tego, a to przecie fraszka... — mówi mi przekornie. Odwracam się do niego z zamiarem wypowiedzenia nauki moralnej, gdy nagle...
Załopotało, zagrzmiało, zatrzęsło się wszystko w posadach. Kurz poszedł na boki... Odruchowo rzuciłem się na lewo; przywiązany wszak do liny nie byłem. Granat się rozprysł, bomba rozerwała, działo pękło, — co wolicie — o dwa łokcie nade mną, o parę cali w bok. Jak rój os złośliwych zaburczało koło mnie mrowie kamieni — i górą i dołem! Jeden po knykciach palców mi przeleciał, krwawe wykrzykniki zostawiwszy, drugi sztylpę mi wełnianą poszarpał, — a że byłem o parę zaledwie cali od linii spadu, cała gromada poruszonych z dna żlebu kamieni zasypała mi nogi na ćwierć łokcia.
Trudno było na razie zorientować się, nie miałem jednak wątpliwości, że zaszła katastrofa i że mnie los oszczędził! Strząsnąwszy krew z ręki, wychylam się ku dołowi...
P. Stanisław, jakom rzekł, w momencie tego piekielnego grzmotu wydostał się właśnie z kominka i w pozycji klęczącej wziął się do rozplątywania supła, który, na szczęście, nieco się opierał. Był może o 7 metrów pode mną. I wtedy ta kanonada za-