Ta strona została przepisana.
szcze ryczał z uciechy. O, dzikości nieokrzesana! Ktoby pomyślał, że to ten sam uśmiechnięty, jowialny, towarzyski człowieczyna, jakim go się kiedyindziej widzi!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gdy po dniach dziesięciu wracałem do Warszawy i wychyliłem się z wagonu w Nowym Targu, biały jakiś zawój mignął mi w oczach. Co to? Arab tutaj? Nie, — to p. Stanisław z przewiązaną głową z panią Eugenią jadą — w Tatry Niżnie...