Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/238

Ta strona została przepisana.



12. „SPYTAJCIE SIĘ MOJEGO KONIA”.
(20 Lipca 1926.)


Tak podobno odpowiedział pewien jadący wierzchem Leosz, gdy go zapytano, gdzie właściwie jedzie. Ku zabawie własnej, i jabym tak nieraz o swoich „przejażdżkach” mógł powiedzieć. Nie w tym sensie, iżby rozwichrzone były moje projekty, improwizowane, — nie: pod tym względem usiłuję być konsekwentnym; idzie mi o to, że gdy np. w braku ścieżki jasnej tracę chwilowo orientację w drodze, nie do głowy po radę uderzam, jeno na instynkt się zdaję; a że diablo są kuse te moje instynkty rozpoznawcze, więc, jak czółno na falach, zaczynam się kołysać... Po kiego ja licha — myślę sobie — mam mapę wyciągać, albo algebraiczne zadania rozwiązywać w przewodnikach, kiedy — ot — tam, za tym załomem, napewno już będzie dobrze: zresztą, sprawdzę tylko; no, i oddalam się w tym sprawdzaniu od punktu wyjścia i — na bok mię uwodzi eksperymentalna moja metoda... Wyjść to ja ostatecznie zawsze jakoś wyjdę, — w polu nocowywałem przeważnie z lepszymi, a w każdym razie z niegorszymi od siebie taternikami, — ale czasu mię to kosztuje — olaboga!