Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/311

Ta strona została przepisana.



16. SEN NOCY LETNIEJ.
(6—8 Września 1929.)


Jednym z najtragiczniejszych wyrazów w językach świata jest wyraz: przekwitanie. Nie masz potęgi, która przeciwstawić by się mogła wielkiemu niszczycielowi życia, któremu na imię — czas. Czy to płomienne słońca w przestworzach, czy drobiny żywych organizmów zawieszone w kropli wody, — wszystko po okresie rozkwitu — przekwitać zaczyna.
Na takim właśnie przełomie znalazłem się w tym roku jubileuszowym z pasją swoją górską — ja. Nie zawiesiłem ci jeszcze czekana w zbrojowni domowej, ani plecaka garnkotłukowi na brukiew nie oddałem. ale czuję niedaleki już kres kariery... Jak owa piękność, która z drżeniem serca bada przed lustrem — sama przed sobą w sekrecie — pierwsze srebrne nitki we włosach i paluszkami starannie pierwsze zmarszczki wygładza, — jak sławny tenor, który z przerażeniem konstatuje, że głos mu metal traci, — tak ja, nie kwitując niby jeszcze, (nie tak ci dawno przecie choćby po Turni Niebieskiej się drapałem), z trwogą dosłuchuję się na stromym zboczu przyśpieszonego rytmu serca i —