w tem prawdy, bo trzeba wiedzieć, że każdy taki komendant nad aresztantami w Syberyi jest panem życia i śmierci i choćby wszystkich kazał pomordować, to i tak włos by mu z głowy nie spadł! Była tu jeszcze jedna figura urzędowa, a to był pan inżynier rządowy, Lavet, Anglik z pochodzenia, lecz ten się zachowywał neutralnie. Ponadto wszystko, był tu jeszcze tak zwany nastawnik, t. j. dozorca, Szwed, Karł Karłowicz. Ten to Szwed był prawdziwym łotrem i prawdziwym knutem w ręku kata! On wydzielał nam roboty, on odbierał, on dozorował, on szpiegował i denuncyował.
Mrozy tu panowały straszne. Do roboty chodziliśmy do portu i robili około owych statków, jedni je rozbierali do naprawy, inni wyrębywali lody naokoło. Mróz był tak wielki, że całą zimę termometr Celsiusza pokazywał 42 stopnie poniżej zera! Gdyś rano wyszedł z mieszkania, to formalnie dławiło cię w gardle i nie mógłeś oddychać. Mgła panowała dzień po dniu, a tylko w południe zarysowało się koło jak tęcza w okolicy słońca. Płatki śniegu wiecznie leciały na ziemię a upaść nie mogły, tak rzadkie było powietrze! Płatek taki gdy upadł na gołe ciało, to robił ten sam skutek co ogień! Ubranie nasze składało się z dwóch korzuchów, spodni sukiennych, butów czyli owych katów, do których się wzuwało 7 łokci onuczek sukiennych, czapki futrzanej i maski wojłokowej na twarz. Pod tą maską, wskutek oddychania, tworzyła się bryła lodu, gruba na cal! Trzeba być dłuższy czas w tym klimacie, aby się zaaklimatyzować i do tego zimna przywyknąć, ale gdyby tak kogo od nas odrazu tu przeniesiono i kazano mu tem powietrzem odetchnąć, toby trupem padł!
Były i inne roboty portowe, a mianowicie: rozkopywaliśmy i rozszerzali port, niwelowali góry i brzegi, robili nasypy lub szkarpy, słowem roboty tutaj było na lata i dla setek ludzi. Prócz tych robót, były jeszcze
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.