chwałę, a może i chrest! Taka metamorfoza i takie przeobrażenie działo się ze mną w Syberyi, tam jechałem jak na śmierć w kajdanach, w łachmanach, z tuzem na plecach, wynędzniały, jak upiór i jak wampir krwi chciwy! ludzie płakali, psy wyły nad moim losem, a z powrotem jechałem ekstra-pocztą i ci sami Moskale kłaniali mi się, co dawniej kułakowali, widać że mam szczęście i w czepku musiałem się rodzić.
Tak jadąc przez dwa miesiące, przybyliśmy do Permy. Perma jet to duże i gubernialne miasto. Państwo Samojłow tyle znali miasto, co i ja. Mnie jednak daleko łatwiej było się zoryentować w mieście, aniżeli im, bo tutaj było również wielu Polaków, którzy mi wszelkich informacyi udzielali. Najpierw zajechaliśmy do hotelu. Ja na usilne prośby pana Samojłowa, udałem się w miasto, aby wyszukać lokal, co mi się też przy pomocy rodaków udało. Był to dom drewniany obszerny, o czterech pokojach, kuchni i piwnicy, do któregośmy się też zaraz wprowadzili. Następnie musiałem się zająć umeblowaniem i całem urządzeniem wewnętrznem, czem tak ująłem sobie tę tak zacną rodzinę, że nie chciała mnie puścić od siebie i stanowczo mi oświadczyła, że dotąd mnie nie puszczą, dokąd nowa sposobność dalszej jazdy mi się nie trafi. W ten sposób nie meldując się u władzy, bawiłem w Permie cały miesiąc, wypytując się, czy kto z tutejszych dygnitarzy nie wybiera się do Rosyi. Jakoż dowiedziałem się od kolegów Polaków, którzy byli u pewnego jegomościa w obowiązku, że niejaki pan Krupiennikow, tajny radca Jego ces. i kr. Mości, ma jechać do Niżno-Nowogrodu na roczny jarmark. Nie namyślając się tedy ani chwili, udałem się wprost do owego pana i wysokiego carskiego urzędnika z podobną propozycyą usług, jak i państwu Samojłow. Sprawa jednak z panem Krupiennikowem nie była tak łatwa, tu o audyencyę było
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.