niezmiernie trudno, pan Krupiennikow sypiał do południa, potem jadł śniadanie, potem przyjmował raporta, potem gości; wydawał ciągle bale, rauty, zabawy, słowem, jego ekscellencya nie miał nigdy czasu i był dla mnie nieprzystępnym. Po długich i codziennych moich wizytach i przy pomocy jedynie rodaków, kamerdynerów, udało mi się uzyskać audyencyę, która o tyle była dla mnie pomyślną, że usłyszałem z ust jego ekscellencyi słowo: haraszo!
Serdeczne było moje pożegnanie z ową tak zacną i tak szlachetną rodziną państwa Samojłow, spłakaliśmy się wszyscy! Dziś jeszcze, choć po latach tylu, składam im na tem miejscu serdeczne: „Bóg zapłać!“ Była to prawdziwie zacna i szlachetna rodzina i oby im Pan Bóg wynagrodził to, co oni dla mnie uczynili i co ja od nich doznał dobrego! Po serdecznem tedy pożegnaniu z państwem Samojłow, przeniosłem się na kwaterę do Jego Ekscellencyi Krupiennikowa.
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.