poddanymi. Legitymacya ta nie była łatwą i kto nie był rzeczywistym Galicyaninem, ten mógł się bardzo łatwo zaplątać i dostać się napowrót w Sybir. Rozłożono mapę, do której zasiedli prócz konsula, także i owi sztabowi oficerowie rosyjscy. Najpierw pytano o miejsce urodzenia i o sąsiednie wsie lub miasta; pytano o odległość z tej miejscowości do tej, lub z tego miasta do tego; kto na to nie mógł odpowiedzieć, ten był zatrzymany, dokąd odpowiedź rządu austryackiego nie nadeszła potwierdzająca lub przecząca tożsamości osoby, przy sprawdzeniach na miejscu. Jeżeli kto posiadał szkoły, to znów pytano, w jakiem mieście i do jakich klas uczęszczał, a nawet pytano, o nazwiska nauczycieli lub profesorów. Z tego widać, że nie łatwą było rzeczą wylegitymować się tym, którzy wracali pod pretekstem, że są austryackimi poddanymi. Wobec tego było kilka wypadków, że ten, kto nie był w stanie udowodnić swego pochodzenia, czy to jako Galicyanin, czy to Poznańczyk, był powtórnie odesłany na Sybir i na nowo miał rozpoczynać odsiadywanie kary, gdyż te, które już przebył, za karę mu przepadały.
Mój egzamin, pomimo wszelkich stawianych mi kruczków, musiał wypaść na moją korzyść, jako prawowitego Galicyanina, to też wkrótce po tem w towarzystwie ośmiu innych towarzyszy, odesłany zostałem w hańbiący i uwłaczający sposób, bo w sposób szupasowy do Krakowa. Tu się przejawia podła i nikczemna polityka rządu moskiewskiego w tem, że nie odesłał nas koleją, ale na urągowisko pokazał nas ludowi, jak ongi Piłat Chrystusa!... Przykry to był ten ów nasz pochód szupasowy, o wiele przykrzejszy w swoim rodzaju od tego wszystkiego, cośmy już przebyli! Ja też w tem miejscu skracam moje opowiadanie i na całą tę podróż zapuszczam zasłonę... nadmieniając tylko to, że w tej drodze zachorowałem i musiałem się udać do
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.