lecz gdy się pokazało, że Wisła w tem miejscu jest dość głęboka, powstało pewne zamięszanie, które kto wie jak długo byłoby trwało, gdyby był ktoś nie krzyknął: „Austryaki!“
I jak przedtem z namysłem, tak potem na oślep pchano się we wodę w butach, w ubraniu, jak kto stał; mali chwytali się końskich ogonów, grzyw; czepiali się jak polipy, zbijali w kupę po dziesięciu, szamocząc się i brnąc najpierw po pas, po piersi, a nakoniec po szyję, gdyby nie ratunek kawaleryi, to nie obeszłoby się było bez zatonięcia.
Tak stoczono pierwszą potyczkę z wodami Wisły!
Po takiej niefortunnej przeprawie, trzeba było poświęcić nieco czasu, aby każdy swą odzież mógł wykręcić z wody i osuszyć na słońcu, gdyż w takich warunkach nie można było maszerować swobodnie, a cóż dopiero się bić!
Ci co byli wysokiego wzrostu, lub starzy wyjadacze wojskowi, pamiętali o amunicyi i takową zawiesili na szyi, lub trzymali w zębach; lecz niestety, takich było mało, reszta zamoczyła całą amunicyę. Wobec tego o przyjęciu bitwy chyba mowy być nie mogło. Gdyśmy się po tej kąpieli suszyli na słońcu, przyjechał jakiś jegomość z okolicy — patryota czy zdrajca, tego po dziś dzień nie wiem — i oznajmił nam, że nieopodal stoją dwie roty piechoty moskiewskiej; radził więc, aby zaraz natrzeć na nich i zgnieść, zdusić, porąbać i posiekać, gdyż wobec takiej potęgi, jak nasza, dwie roty moskiewskie są niczem.
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.