uratowaną. Niestety! nawała Moskali zalała place, podwórza, ogrody i pola i rozpoczęło się polowanie na upatrzonego: kto był w ukryciu, tego wskazali koloniści, a żołdactwo pędziło jak oszalałe od kopy do kopy, kłując bagnetem kopy, z których wówczas wyłazili nieszczęśliwi męczennicy i konali dobijani u stóp wroga!
Ja otoczony hurmem Moskali, tyle tylko pamiętam, że jakiś Moskal z bokobrodami złożył się do pchnięcia mnie bagnetem i widziałem, jak się odsadził i jak wpakował cały bagnet aż po lufę w moje piersi. Od tej chwili nic już nie widziałem, przestałem żyć moralnie; moralnie byłem umarły i jakby przez sen tylko mi się zdaje, żem słyszał rozkaz oficera: „Nie troń!“ Żem dotychczas przy życiu, zawdzięczam to dwom okolicznościom a mianowicie: najpierw własnemu instynktowi samozachowawczemu, żem w owej krytycznej i błyskawicznej chwili podołał schwycić za bagnet przy lufie i nadać mu inny kierunek, tak, że otrzymałem tylko lekką ranę na lewem boku, oraz temu magicznemu słowu: „Nie troń!“
Oprzytomniałem dopiero wtedy, gdy mnie jakieś ręce rzuciły na ziemię, wówczas otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jestem w pośród innych w stodole, która już była po brzegi naładowana jeńcami naszymi, a na boisku leżało kilkunastu rannych Moskali w kałużach krwi. Leżąc tak w stodole wraz z innymi, słyszałem ciągłą strzelaninę i jęki rannych, a do tej grozy wojennej przyłączyła się groza nieba, które, chcąc zagłuszyć strzelaninę ludzką, zesłało burzę z piorunami i strasznym huraganem.
Była to okropna chwila: ludzie strzelali i niebo strzelało, stodoła trzęsła się i trzeszczała od wichury!... Wówczas Moskwa przestała strzelać, a zaczęła się modlić. Trwało to z godzinę. Gdy się burza uciszyła, zabrała się Moskwa do nas, obdzierając ze wszystkiego,
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.