Przedstawić więc sobie można, co się działo z naszymi członkami! O spaniu też mowy być nie mogło w takich prasach; otóż jeżeli kto chciał się zdrzemnąć, to właził pod ławkę, rozumie się jeżeli się pomieścił. Później nawet tak się urządziliśmy, że co dwie godziny każdy kolejno szedł pod ławkę, aby módz swe członki i mięśnie ponaciągać! Najprzykrzejszą okolicznością było dla nas to, że razem z nami w tych samych wagonach i na tych samych warunkach jechały również i kobiety, kobiety-patryotki. Mdlały one nieraz z bolów i kurczów. Wikt mieliśmy telegraficznie na stacyach zamówiony; gdy pociąg nadszedł, lub gdy już wszystkie inne pociągi poodchodziły, wtedy my w asystencyi żandarmów, szliśmy do sali jadalnej, gdzie już potrawy były na talerzach gotowe. Śniadanie i kolacye jedliśmy w wagonach; ograniczały się one na szklance herbaty.
W taki sposób i w tych torturach przejechaliśmy gubernie: Warszawską, Augustowską, Grodzieńską, Wileńską, Witebską, Pskowską — do Petersburga, czyli 1500 wiorst!
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.