nic nie obchodzi. Tak więc w owej szalonej i zawrotnej jeździe, robiliśmy po 100 wiorst na dobę!
W dzień naszego odjazdu z Niżno-Nowogrodu, ustawiono nas frontem po jednemu, a naprzeciw ustawiono tyleż żandarmów, do których kapitan żandarmeryi miał taką przemowę:
— Rabiata! dzieci, pamiętajcie, że oddaję wam każdego naprzeciw was stojącego Polaka pod opiekę, dobrze mu się przypatrzcie, abyście sobie zapamiętali jego rysy i abyście takiego samego, czy to żywego, czy umarłego do Tobolska odwieźli, a pamiętajcie i to, że jeżeli który z nich utraci rękę, to i ty utracisz rękę, a jeżeli nogę, to nogę utracisz, a jeżeli utraciłby głowę, to i tobie głowę się utnie; a teraz rabiata sadijsia i marsz, marsz!
Po tej przemowie każdy żandarm wziął swego pupila, zaprowadził do kibitki, usadowił i sam siadł naprzeciw i — paszoł!...
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.