żegnali, opuszczając Europę ucywilizowaną, a wjeżdżali do Azyi dzikiej, barbarzyńskiej. Moskale sami będąc zabobonni i fanatyczni, tutaj z całym pietyzmem żegnają się i modlą — i niema chyba ludzkiej istoty, ani w Europie, ani w Azyi, któraby tu nie uklękła i nie pomodliła się gorąco.
To samo działo się i z nami.
Gdyśmy się tutaj wymodlili i wypłakali, pożegnaliśmy i ucałowali po raz może ostatni ziemię Europejską i ów słup graniczny, mówiąc do niego: bywaj zdrów! gdyż oko nasze może ciebie już nie zobaczy!
Tak tedy z rozdartem sercem, przygnębieni na duszy, sponiewierani na ciele, rozbici, roztrzęsieni, niewyspani, zmarznięci i głodni, ruszyliśmy w dalszy pochód, w owe Azyatyckie przestworza, w owe puszcze bezdenne. Mieliśmy oglądać owe stepy, owe tajgi, owe lasy dziewicze, w których kniei nie było aż dotąd ludzkiej nogi od początku świata! Mieliśmy oglądać ową ziemię, która nigdy nie rozmarza i owe zwierzęta, które natura ubrała w gęste i włochate runo i owe ptactwo tak cudnie i bogato upierzone. Mieliśmy obcować z tym ludem na pół dzikim, koczującym w swych jurtach jak zwierzęta! Mieliśmy w dodatku sami pracować w kopalniach jak zwierzęta i być do taczek przykuci!
O! wobec tych strasznych, desperackich myśli, i wobec takiej perspektywy, żeśmy nie postradali zmysłów, to chyba tłómaczy się jedynie tem, iż cierpienia owe, tak to fizyczne jak i moralne były ponoszone dla idei narodowej, dla ojczyzny umiłowanej, w towarzystwie tysięcy kolegów — współtowarzyszy niedoli, co dodawało nam często sił i otuchy — jednostka oszalałaby z pewnością!
Taką to jest owa stacya Talice, na wspomnienie której dziś jeszcze, po latach tylu, gdy sobie owe chwile uprzytomnię, serce mi się rozczula.
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.