niku drogi! jeśliś niedowiarkiem i nie umiesz się modlić, to posłuchaj naszej pieśni, owego rzewnego hymnu: Święty Boże. Każdy a każdy, ilu nas było, czy to Polacy, czy Moskale, czy Mongoli, czy Buryaci śpiewali, czy umieli czy nie umieli — śpiewali z nami i płakali! Upadłszy na kolana, śpiewaliśmy z całych sił, z całej duszy, śpiewaliśmy tak, że aż żyły w szyi nabrały nam jak powrozy od natężenia!
Tejże samej nocy przybyły po nas łodzie z portu i całą noc przewożono nas napowrót do portu, a na drugi dzień około 10 godziny zrana wyruszyliśmy znów na nowo, ale już nie „Korsakowem“, lecz jakimś innym statkiem, którego nazwę zapomniałem. Dzień to był prześliczny po owej burzy, to też i jazda nasza przez Bajkał była przyjemna. Woda na Bajkale była jak szyba, cisza panowała uroczysta i słychać było tylko łopotanie kół nabierających wodę, a za statkiem widniał długi i głęboki gościniec i dwie groble z wodą spienioną — to droga, którędy przechodził statek.
Wszyscy staliśmy na pokładzie i zachwycali się owymi cudami przyrody i fantastycznym widokiem brzegów Bajkalskich.
Zimową porą Bajkał cały zamarza, a lód grubieje na dziesięć metrów. Czasem lód strzela a huk ten słychać na kilka mil! Wówczas powstają rozpadliny nie do przebycia i zdarza się, że podróżni jadący na saniach muszą nawracać, gdyż takiej szczeliny konie nie są w stanie przekroczyć. Rząd, jeżeli przez Bajkał w porze zimowej wysyła partye aresztantów, to wiozą one ze sobą prócz prowiantów także i deski pomostowe, po których się przejeżdża na wypadek, jeżeli lód pęknie.
Pierwszą stacyą i portową przystanią na przeciwnym brzegu Bajkału, jest Posolsk.
Podanie miejscowe mówi, że za bardzo dawnych czasów przybyło w te strony dwóch kapłanów misyo-
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.