Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

dam, iż jedyną ulgą dla nas w tym tak dziwnym, martwym, bezludnym i górzystym kraju było, żeśmy sobie sami porozbijali kajdany i zamiast na nogach, nosili je we workach aż pod samą Czitę. Przed Czitą trzeba było przechodzić owe olbrzymie góry Jabłonne, których pasmo ciągnie się aż gdzieś do Mikołajewska, czy też do Kamczatki; w kajdanach niepodobieństwem byłoby iść pieszo i skakać, jak gemza, ze skały na skałę. Do Czity jednak przybraliśmy się po formie, t. j. w kajdany, jak na prawdziwych przystało katorżników.
Gubernatorem miasta Czity czyli wszechwładnym samodzierżcą zabajkalskiego kraju, był podówczas niejaki generał Ditmar. O tym dygnitarzu nic nie mogę powiedzieć, bom nie miał szczęścia widzieć nawet jego oblicza. Miasto gubernialne Czita jest dość duże, rozwlekłe i drewniane, położone na równinie. Tutaj odpoczywaliśmy przez dwa tygodnie, a następnie wyprawieni zostaliśmy rodzajem pocztowym, t. j. tarantasami aż do Nerczyńska. Że z Czity wysłali nas pocztą mongolsko-buryacką a nie per-pedes jak dotąd, to mamy do zawdzięczenia nie Ditmarowi, nie rządowi moskiewskiemu w ogóle, lecz miejscowym stosunkom kraju. Oto z Czity aż do Nerczyńska jest step, jak oko ludzkie sięga daleko i szeroko, a na owym stepie wszystko można nadybać prócz człowieka! Jakim tedy sposobem i skąd się brały na każdej imaginowanej stacyi na stepie owe tarantasy i owe konie na arkan chwytane i poraz pierwszy zakładane do tarantasu naszego — o tem ci mój kochany czytelniku nic nie powiem, bo ja sam do dziś dnia nie wiem. Prawdopodobnem atoli jest, że na tych stepach żyją koczujące plemiona, o których się nie wie ani skąd pochodzą, ani też gdzie się podziewają — przeto prawdą jest tylko to, że są rzeczy na świecie o których się nawet filozofom nie śniło!

separator poziomy