Kto nie jechał owym stepem buryacko-mongolskim z Czity do Nerczyńska, ten nie może mieć nawet pojęcia o konnej jeździe! Już w poprzednich rozdziałach pisałem o owych koniach stepowych, o owych orłach i winochodźcach, a tutaj tylko dodam, że tu każdy koń to orzeł, bo też takich koni jak tutaj, to niema nigdzie, ani w Arabii nawet!
Tutaj karawana gdy idzie z herbatą, to idzie naraz 300 powózek jednokonnych a na każdej powózce jest pięć cybików[1] z herbatą, a każdy zaś taki cybik ma 6 pudów[2] wagi. Powózka taka, jest to po prostu mały wózek oszalowany, który ma na tyle żłóbek na karmę dla konia. Mówię na tyle, bo od pierwszego aż do ostatniego, każdy następny koń, jest przywiązany do poprzedzającej powózki, w której ze żłóbka je ustawicznie obrok, a tym sposobem spieszy i ciągnie usilnie w razie przeszkód, najpierw dlatego, że jest upięty i zerwałoby go silnie, gdyby się myślał ociągać, a powtóre, że trzyma się paszy lub obroku. Karawana taka, to łańcuch nieprzerwany, przed którym musi zjeżdżać