Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

z drogi każdy, choćby to był nawet sam car! A co to za konie w owych idą telegach! to olbrzymy nie konie! co za kształty, co za piersi, jaka głowa maleńka, jakie oko duże, jakie to grzywy bujne i wspaniałe! A kto tych koni nie widział, kto nie doznał zawrotu głowy od tutejszej jazdy, ten, mówię wam raz jeszcze, nie może mieć dokładnego pojęcia, ani wyobrażenia, tak o koniach, jako też i o owej szalonej jeździe. Posłuchaj tedy czytelniku o jeździe naszej przez ów step:
Oto na stacyi stoją już tarantasy, my wsiadamy po czterech do każdego tarantasa, bo taki jest przepis. Buryaci przyprowadzają konie, które dopiero co były złowione na arkan w stepie i mają być pierwszy raz zakładane. Konie te mają wygląd dziki i wystraszony: chrapy rozwarte, oczy wystraszone i wybałuszone, cały koń trzęsie się, jak w febrze, rży i szamota się bez końca, pomimo tego jedni go trzymają a inni zaprzęgają, a gdy już wszystko gotowe i furman, izwoszczyk, w rękawice skórzane aż po łokcie uzbrojony, aby mu lejce skóry z rąk nie osunęły, okręcił lejce koło rąk, wówczas ci, co konie trzymają, ostrzegają nas, krzycząc: dzierżyś! a sami zaś odskakują od koni a jamszczyk (furman), jak nie krzyknie: Uf! wówczas oddaj się Bogu! konie porwą cię i uniosą i pędzą jak wicher, tak, że tylko powietrze świszcze ci koło uszu, a podczas tej jazdy szalonej nie możesz ani oddychać, ani nic nie słyszysz, ani nic nie widzisz, tylko słyszysz ów ciągły świst koło uszu i widzisz rozszalałe konie i siedzisz jak odurzony i nie wiesz co cię czeka, co cię spotka lada chwila, lada moment!
Lecz niema o to obawy, tutaj step równy jak po stole, więc możesz sobie użyć do woli! To też, ochłonąwszy z pierwszego przerażenia, nabierasz odwagi i zaczynasz się rozglądać w sytuacyi, a żeś zdrów i cały, więc i ciebie ogarnia ów zapał i tybyś tak leciał, leciał