chodzili jak szakale, aby jeszcze kogo dopaść izemścić się. W końcu we wsi nie było ani żywej duszy!
Aleć po tej kampanii trzeba było się na nowo zebrać, trzeba było coś uradzić i czemś się pożywić przeto nie odjechaliśmy już tego dnia, lecz założyli obóz, ustawili warty, bo była obawa, że Moskale mogą w większej sile powrócić, i zanocowaliśmy. Lecz płonne były nasze obawy, Moskale przepadli i nie widzieliśmy ich już więcej.
Na drugi dzień naradziwszy się z naszym komendantem, który nam dodał otuchy i przyobiecał nas wyręczyć w tłumaczeniu tego zajścia i całą winę zwalić na owych inwalidów, ruszyliśmy do Nerczyńska. Po przybyciu do Nerczyńska i po złożeniu raportu przez naszego dowódcę o całem zajściu, ani nam włos nie spadł z głowy. Nawiasowo nadmienię, że z tymi żołnierzami, których było sześciu do samego konwojowania, obchodziliśmy się całą drogę po przyjacielsku, to też i oni się nam za to też odwdzięczyli tem protokolnem oświadczeniem, że myśmy nic nie zawinili, inaczej kto wie coby nas czekało.
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.