przysyłał mi liczne kartki i listy; mam ich kilka setek — a z nich oraz z licznych katalogów wystaw, reprodukcyj i recenzyj o jego dziełach, możnaby istotnie zestawić bardzo poważną i wyczerpującą monografję o tym „malarzu, entuzjaście i poecie”, jak go trafnie określił Lorenzi de Bradi[1].
Ograniczony czas i rozmiary pracy mojej na to nie pozwalają.
∗
∗ ∗ |
Poznaliśmy się w r. 1869 w Brodach, kiedy Jaś Styka przybył tam wraz z ojcem i siostrą — ze Lwowa. Dla uczniów II klasy gimnazjalnej na prowincji, pojawienie się dwóch nowych kolegów było prawdziwem zdarzeniem! Ze Styką przybył bowiem do naszej klasy również kolega Rudolf Trautzel. Ten ostatni, skromny i potulny chłopaczek, nie zajął naszej dziecięcej wyobraźni — ale Janek, o głębokiem spojrzeniu czarnych oczu, żywy i rozmowny, od razu nam przemówił do serca.
Dowiedzieliśmy się tedy, że Janek urodził się we Lwowie 8 kwietnia 1858, że jego ojciec, jako urzędnik skarbowy wielokrotnie zmieniał swe miejsce urzędowania i że Janek również już kilkakrotnie musiał zmieniać szkoły, do których uczęszczał. Więc zaciekawionym kolegom opowiadał rozliczne bajeczne przeżycia.
Jako dziecko 4-letnie przebywał w Samborze. Następnie w Stryju uczęszczał do 1 i 2 klasy normalnej — gdzie praktykowane wówczas egzekucje, wykonywane przez nauczyciela (Lubienieckiego) wyryły się w jego pamięci jako obrazy srogich tortur. Trzecią klasę odbywał już w Żółkwi u O. O. Dominikanów. Opowiadał cuda o obrazach historycznych Altamontiego zawieszonych we farze, o nagrobkach królewiczów Sobieskich i o legendarnych spacerach Jana III na Haraj.
Tu w Żółkwi stracił Janek matkę ukochaną. Ona to, Polka żarliwa (ur. Fiałkowska), zasiała w młode serduszko jego i jego siostry Alojzji te pierwsze ziarna gorącej miłości ojczyzny, jaką przez całe życie czynem, słowem i pendzlem wyznawał.
A ta matka droga, o której Janek zawsze ze łzami w oczach opowiadał, musiała być istotą niezwykłą, jeżeli
- ↑ „Les amitiés françaises“. Novembre 1920.