choście 3 złp. W Solcu 3 złp. 15 gr. W Kazimierzu 2 złp. 18 gr. Z Kazimierza do Lublina fury od jednej beczki po 43 gr. W Lublinie w bronie 27 gr., składnego 3 złp. Srotarzom, co do piwnicy nosili wino z gospody, 4 złp. 27 gr. Bednarzowi 6 gr. Na drzewo do piwnicy i pomocnikowi 37 gr. Stanisław Mączka strawił w drodze przy winie 5 złp.
Wino i nakład kosztował do Lublina 911 złp. Sprzedało się wino za 980 złp., zysku zostaje 69 złp. Na pieniądze czekał już Marcin Zoner, kupiec z Gdańska, któremu Mączka był winien. Tymowski na swą część dostał tylko 180 złp. i dwie kufy małmazyi za 300 złp. Że zaś wprzódy więcej dał i wszystkie wydatki poniósł, został mu zięć winien 218 złp. 16 gr.
Był w kłopocie pieniężnym, musiał sprzedać jatkę szewską, którą nabył jeszcze dawniej za niewypłacone towary. Kupił ją Wojciech Jawor szewc za 22 grzywny (35 złp. 6 gr.), lecz wypłata na raty. Jatkę tę wraz z naczyniem szewskiem wziął przedtem Tymowski w długu od Malchera (Melchiora) Brody: za 2 beczki śledzi po 14 złp. 8 gr., za 3 łokcie karazyi i za kopę 7 groszy, co ręczył za Frączka z Barcic. Było to za mało. Na szczęście przyjechał ks. Jan Gładysz z Grybowa, łaskawy zawsze na dom Tymowskiego i żony jego Jadwigi. Przywiózł z sobą 380 złp., prosząc małżonków, aby mu je przechowali, czego naturalnie nie odmówili. Później pożyczył jeszcze 400 złp. szpitalnych grybowskich i tak im dopomógł, bo pieniądze nie próżnowały, a kupiec na zawołanie potrosze oddawał gotówką i towarem. Również i pan podsędek, Adam Rożen, pożyczył mu 100 złp. Tylko Jan Lutosławski, pisarz grodzki, zawiódł, bo obiecał dług oddać, tymczasem umarł i nic nie zapłacił. Zawiedziony Tymowski pod rachunkiem jego dopisał: „Obiecał oddać, nie oddał, umarł, wisus z niego“, i policzył go w poczet „starych dłużników, jakoby ze starych snopów gorzałka“.
Umarła też w tym samym roku i żona Tymowskiego, pani Jadwiga. Stroskany kupiec zapisał, co czuł: „Panie Boże Wszechmogący, racz mi bydź miłościw, proszę przez miłosierdzie Twoje najświętsze, proszę bądź mi miłościw“. Nadszedł właśnie był do sklepu następca Jana Lutosławskiego, pan Jakób Chwalibóg z Ropy. Widząc kupca strapionego, cieszył go i obiecał jeszcze być na weselu jego. Nabrał towaru, zapłacił i zostawił jeszcze kilkadziesiąt złp. nadwyżki. Uradowany pobożny kupiec wpisał do księgi, dziękując Bogu: „Panie Boże najmilejszy, przez smutek matuchny
Strona:Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu/10
Ta strona została skorygowana.