wszy 12 beczek doborowych, puścili się wodą ku Lublinowi w sobotę przed św. Filipem. O fliśnika wystarał się pan Tomuś, a prowadził towar: Józef syn Tymowskiego z wiernym Nogawicą. Na drogę dał mu Tymowski 12 złp, i ruszyli na dół t. j. popłynęli Dunajcem. Stary Tymowski pozostał w domu wraz z żoną, i pełen dobrej myśli nie jedną półgarncówkę wina brał dla siebie do stołu, na jarmarczne pożegnanie lub witanie. Nie tak wesoło szło Józefowi na wodzie. Pod Zakliczynem wjechał plet na jaz: jedna beczka wina rozbiła się a dwie popłynęły wodą. Szczęście, że jazownik dopomógł ruszyć plet, a rybak ułapił płynące beczki tuż pod młynem, dokąd niosło je prosto. Jazownik dostał 8 gr., młynarz 12 gr., a poczciwy rybak prosił o dwa drzewa wartości 4 gr. W Sendomirzu i Zawichoście opłacono myta, pobito beczki i wozami jechali do Lublina. Sprzedał tam wino panu Sieczce po 80 złp., lecz nie za gotówkę i do roku trwała wypłata. Za oba plety wziął kopę (60 gr.), strawił zaś 24 złp. w Lublinie i z powrotem. Tymowski, zapisując wydatki na ów jaz zakliczyński, nazwał go „złodziejskim jazem“.
Wacław Morawiec urobił sierpów 2.800. Stan. Dzierzwa zaś w r. 1618—1619 urobił i oddał 12.000 sierpów. Pieniądze wybrał naprzód gotówką, suknem i kilkudziesiąt cetnarami żelaza. — Hutnik z Sulina przywiózł szyb przejrzystych 3.800 po złotemu, drobniejszych 8 skrzyń po 5 złp. — Jan Siwiec z Siołkowej (alias Bratek) urobił saletry 2½ cetnara, a Stanisław Tymowski, brat Jerzego, dostarczył cetnar. Saletrę do Krakowa odwoził Jantek z Chomranic, a wracając stamtąd przywoził sukna i glejtę.[1]
Śliwy suszone węgierskie sprzedawali poddani pana Deżeffiego Ferencza,[2] mianowicie Lenart Sokoł, wójt z Czerwienicy,[3] Janusz Koczwara sąsiad jego, także Michał Burdy, Stefan Mięsiar, za których ręczył wspomniany wójt, iż dadzą: gbeł[4] sobinowski lub preszowski za 80 gr. Także z Lipian[5] Simek i Marcin Gribowski, sługa pana Deżeffiego, pobrali zadatki. — Polskich