Strona:Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

skiego,[1] na ten czas Komisarza Konwentu Starosądeckiego, stanęło pewne postanowienie arendy, między Przewielebną Jejmością Panną Zofią Stanowną, Ksienią Klasztoru Starosądeckiego, za zgodnemi głosy Wielebnych Panien Zakonnych na zadzwonienie dzwonka do kapituły zgromadzonych z jednej strony, a Jegomością Panem Andrzejem z Lipia Lipskim, Podwojewodzim Nowo Sądeckim, i Jejmością Panią Anną Lipską małżonkami z drugiej strony, w ten niżej opisany sposób: Iż Jejmość Panna Ksieni i z konwentem swoim dobra swe własne sołtystwo i folwark w Olszonce, ze wszystkiemi poddanymi i innemi przyległościami do tego sołtystwa należącemi, według Inwentarza porządnie spisanego i spólnie podpisanego i zapieczętowanego, pomienionemu Jegomości Panu Lipskiemu i małżonce Jejmości od Narodzenia Świętego Jana Krzciciela w roku niniejszym Tysiącznym Sześćsetnym Siedmdziesiątym Czwartym, do lat trzech zupełnych a nierozdzielnie po sobie idących puszcza i arenduje, która to arenda kończyć się będzie na takowe Święto Jana Świętego Krzciciela w roku Tysiącznym Sześćsetnym Siedmdziesiątym Siódmym a nie dalej, za sumę złotych polskich Czterysta Ośmdziesiąt. Którą to arendę płacić będą powinni Ichmość Panowie Lipscy małżonkowie w każdym roku przy początku arendy na dzień Jana Świętego Krzciciela po złotych sto sześćdziesiąt monety polskiej za kwitem ręcznym Jejmości Panny Ksieni, który kwit takowej ma być wagi, jakoby był w Grodzie zeznany. A jeśliby w którym roku arendy Ichmość Panowie Lipscy małżonkowie nie oddali, tedy Jejmość Panna Ksieni i z Wielebnemi Pannami Zakonnemi tę majętność Olszonkę, jako własne swe dobra odebrać powinna bez żadnej trudności, czego sobie Ichmość Panowie Lipscy małżonkowie za żadną wiolencyą poczytać nie mają. Waruje też to sobie Jejmość Panna Ksieni, aby Jegomość Pan Lipski i z małżonką swoją ospy, dziesięciny, tak Jegomości Księdzu Archidyakonowi,[2] jako i do Grodu należące, i podatki wszelakie od Rzpltej uchwalone, tak powzorze jako i od poddanych nie zatrzymowali, ale wczaśnie wszytkie oddawali i kwity na to otrzymowali, a przy expiracyey arendy do konwentu ich oddali, aby na potem konwent trudności o to nie miał. Poddanych, aby robotami niezwyczajnemi i pozwami dalekimi nie obcią-

  1. Był nim podówczas Mikołaj Oborski († 1689), wierny naśladowca cnót świątobliwego swego stryja, Tomasza Oborskiego († 1645), który poprzednio przez lat 30 piastował chlubnie tę samą godność.
  2. Rozumie się archidyakonowi kollegiaty nowosandeckiej.